środa, 9 grudnia 2009

Życia cud

12. tydzień przebiega bez komplikacji. W zeszłym tygodniu mdłości ustąpiły. Przestałam też marzyć o zasypianiu na stojąco. 

Dziś byliśmy na pierwszym USG. Wrażenie niesamowite!!! Zobaczyliśmy główkę, brzuszek, rączki, machające nóżki i bardzo szybko bijące serduszko naszego Maleństwa. Termin z 28 czerwca został przesunięty na 21. Jak się postaram, to zrobię sobie prezent na urodziny:)

Dziś w końcu w to uwierzyłam. Bo do tej pory czułam, że jest inaczej, a dziś zobaczyłam nasze Dziecko. Widok, którego nie zapomnę do końca życia. 

Kochanie, pokaż się Państwu:)

czwartek, 12 listopada 2009

Kończymy 8. tydzień

No to się lekarz troszku w zeszłym tygoniu pomylił. Nie wiem jakim cudem wyszedł mu 6.tydzień, skoro jutro już zaczynamy 9. Czas leci, a brzuch jakby się powiększał. Choć to może tylko moje złudzenie. Póki mieszczę się w dżinsy-jest ok.

Wczoraj dostałam list z centrum medycznego-9 grudnia mamy pierwsze USG:) A dopiero po nim ustalą mi spotkania z położną. Do tego dołączyli mnóstwo ulotek oraz listę pytań i odpowiedzi. Będzie co czytać do poduszki.

A szczepienia nie było. To znaczy pewnie było, ale zgodnie z zapowiedzią po prostu na nie nie poszłam. Jedyny odzew z przychodni był taki, że mam przyjść podpisać kolejny papier na darmowe leki. Tylko ciekawe co takiego wysłałam w zeszłym tygodniu, bo podobno to samo... No nic-podejrzewam, że to kolejna pomyłka GP, którego mam nadzieję więcej nie oglądać.

Opijam się kubusiem i nadal smakują mi pomarańcze. A co do ciążowych zachciewajek, to w zeszłym tygodniu było tak: w pracy poczułam ogromną ochotę na śledzie-koniecznie rolmopsy. W tym celu wybrałam się z koleżanką do Lidla, bo podobno tam taniej niż w polskim sklepie. Po drodze zachciało mi się jeszcze sałatki jarzynowej, więc zrobiłam odpowiednie zakupy. I dopiero w domu zorientowałam się, że... nie kupiłam śledzi... Na szczęście Mąż się zlitował i pojechał po te nieszczęsne rolmopsy (dobrze, że nie zachciało mi się ich o północy:D). A one były taaaakieeee pyyyyszneeeee! Na przyszłość przed pójściem do sklepu zrobię sobie listę. 

Byliśmy ostatnio w Primarku (w Edi też mają otworzyć, ale nikt nie wie kiedy). Kupiłam kilka ciuchów "na potem", ale na teraz też okazały się dobre. Jutro pewnie też gdzieś podjedziemy, mam chrapkę na nowe świeczki z IKEA:)

A poza tym-dwa dni wolnego przede mną, a w przyszłym tygodniu będę mieć wolną niedzielę. Luksus jak ta lala.

wtorek, 3 listopada 2009

Po wizycie u lekarza

Wczoraj odebrałam wyniki badania moczu. Nie dowiedziałam się niczego innego, oprócz tego, że ciąża została potwierdzona. Na dziś umówiłam się na wizytę u GP (lekarza rodzinnego)-nie sądziłam, że uda się tak szybko, ale dla mnie to lepiej bo akurat miałam dziś wolne.

U lekarza byliśmy może 10 minut; standardowe pytania typu czy to pierwsza ciąża, czy wcześniej były jakieś problemy z tym związane, czy biorę kwas foliowy (a właśnie od tygodnia biorę suplement diety dla kobiet w ciąży, 19 witamin w tym kwas foliowy właśnie), czy nie piję i nie palę etc. Dostałam stosowną książkę (będę szfilować język, bo książka oczywiście po angielsku), wypełniłam papiery odnośnie karty uprawniającej mnie do darmowych leków i darmowej opieki dentystycznej, a teraz mam czekać na telefon od położnej, która nawiedzi mnie w domu.

Jest jedna rzecz, która mnie w tym wszystkim zaniepokoiła: lekarz zapisał mnie na szczepienie przeciw świńskiej grypie, na które NIE ZAMIERZAM IŚĆ!!! Jestem w siódmym tygodniu ciąży (GP wyznaczył termin na 28 czerwca, ale to się może zmienić po USG), nie mogę brać wielu leków, nawet tabletki na ból głowy, a oni chcą mi wszczepić zarazki grypy?! W życiu! Rozmawiałam o tym z Mężem, rodzicami, teściową, dziewczynami na forum-wszyscy odradzają. Do 12. tygodnia nikt się mną nie przejmuje, stwierdzają ciążę i tyle. A tu nagle chcą zrobić eksperyment na ciężarnej... Bardzo mi się to nie podoba. Nie pójdę i tyle. 

Co do samopoczucia to różowo nie jest. Mdłości męczą mnie od rana do wieczora. Czasem na samą myśl o jedzeniu robi mi się niedobrze. Już nawet na mięso nie mam ochoty. Teraz jadłabym tylko jabłka i pomarańcze:) I dobre gorące kakao na noc.

poniedziałek, 26 października 2009

Nasza pierwsza karteczka

Taką oto piękną gratulacyjną kartkę dostaliśmy od Gosi i Szymona (kolegi z pracy) - rodziców dwumięsięcznego Patryka:)

Co do ciążowych upierdliwości, to jest mi niedobrze niezależnie od pory dnia. Bolą mnie też piersi... niedotykalska się zrobiłam że hej;) I spodnie się robią za ciasne...

I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu o niczym nie wiedzieliśmy:)

czwartek, 22 października 2009

Powrót do rzeczywistości

Bajka się skończyła-dziś wróciliśmy do Edynburga. Lot nienajlepszy (jak zwykle zresztą): ból głowy i uszu, a do tego pulsujące dziąsła, które będą się goić nie wiadomo jak długo. No i pojawiły się mdłości. W wydaniu poranno-popołudniowym, bo dopiero po obiedzie na dobre mnie opuściły (a obiad był pyszny, bo naleśniki by Mąż i farsz by me). Zastanawiam się, czy to nie za wcześnie na takie dolegliwości?
Jutro wracam do pracy. Ciekawe co to będzie, bo praca do najlżejszych nie należy... Ale prawo jest takie, że muszą mi zapewnić lżejszą pracę ze względu na mój stan. 
Do lekarza też się wybieram, ale poczekam na wolny dzień żeby to załatwić. 
A póki co dojadam naleśniki i zaraz zbieram się do spania. To był długi dzień.
PS. Mąż przed wyjazdem dostał prykaz od mojej i swojej mamy, że ma o mnie dbać. Muszę przyznać, że radzi sobie wzorowo:)

środa, 21 października 2009

Wszystko mi mówi, że... to jednak prawda!

Od wczoraj wiele się nie zmieniło. Ogólna radośc trwa, a szok prawie minął.
Wszyscy cieszą się razem z nami, co tylko upewnia mnie w tym, że to była dobra decyzja.
Dziś Mąż odebrał wyniki bHCG: poziom hormonu wskazuje 3 tydzień ciąży.
Powoli dociera do mnie, jak wiele się zmieni w naszym życiu. Robimy kolejny krok do przodu i nic już nie będzie takie jak dawniej.

wtorek, 20 października 2009

Pierwszy krok do szczęścia

I oto nadszedł ten dzień. Dziś wszystko się zmieniło. Od dziś wiem, że BĘDĘ MAMĄ!!!
Rano trzęsącymi się rękami zrobiłam test. Bez większej nadziei. Byłam prawie pewna, że to nie to, że się nie udało. Chciałam go zrobic dla świętego spokoju. I co? I od dziś tego spokoju będzie mi najbardziej brakowac:D
Mąż się cieszy po swojemu. A mnie gęba się cieszy i wciąż nie mogę w to uwierzyc. Boję się i cieszę jednocześnie. Oprócz nas nikt jeszcze nie wie. Dziś powiemy rodzicom, korzystając z tego, że jeszcze jesteśmy w Polsce. W czwartek wracamy do innego świata-na emigrację. Co mnie oczywiście przeraża, bo będziemy tam sami. Czy damy sobie radę? Mam tak wiele pytań i wątpliwości...
Ale jednego jestem pewna: będziemy bardzo szczęśliwi:)

Maleństwo-witaj wśród nas:)